piątek, 13 grudnia 2013

"Wiersze nie tylko dla dzieci" Ks. Jana Twardowski

Ksiądz Jan Twardowski, postać w pewien sposób mi bliska, bo Warszawiak, przez wiele lat związany z kościołem sióstr Wizytek na Krakowskim Przedmieściu. Pochowany w Świątyni Opatrzności Bożej. Tak więc, mieszkając w Warszawie można przejść się jego śladami. W dodatku żył jeszcze parę lat temu. Przyznam natomiast, że jego wiersze odkryłam niedawno. Zaintrygowały mnie swoją prostotą, ale i trudnością zarazem. 

Dlatego gdy trafiły w moje ręce "Wiersze nie tylko dla dzieci" Ks. Jana Twardowskiego (wydawnictwo Muza), w pierwszej chwili zastanowiłam się, czy rzeczywiście są dla dzieci? Dla jakich dzieci? Dla dwulatka są zbyt abstrakcyjną porcją poezji. Myślę, jednak, że dla dziecka o kilka lat starszego mogą być ciekawym początkiem zaprzyjaźniania się z poezją, a także refleksji i rozmów o kwestiach religii i wiary.

Na koniec, przedświąteczne, jeden z zamieszczonych w książce wierszy:

Taki mały

Grudzień choinka
osioł zaszczycony
wół zarozumiały
tylko Bóg się nie wstydzi
że jest taki mały
               ks. Jan Twardowski

Wiersze nie tylko dla dzieci
   

piątek, 6 grudnia 2013

Ciecz nienewtonowska, czyli radość zabawy

O cieczy nienewtonoweskiej słyszałam już nieraz, chyba jednak za mało, bo do tej pory nie spróbowaliśmy zrobić jej samemu. Dziś zrobiono ją dla nas, a konkretnie na zajęciach dla dzieci. I wsiąkłam, razem z synkiem. Potem, podczas domowej powtórki zabawy, wsiąkł też tata. Poczuliśmy się właśnie jak dzieci, które odkrywają fascynujący świat. Bo jak inaczej wytłumaczyć 30 minut siedzenia z rękami w misce, lepiąc i rozpływając mazistą substancję, tak niby zupełnie bez celu? A jednak z wielką przyjemnością.


Ciecz zrobiona z mąki ziemniaczanej i wody.  

Dla trochę bardziej dociekliwych - wyjaśnienie tego zjawiska prostym językiem tutaj

czwartek, 5 grudnia 2013

Drabina dla Dzieciątka - Wszyscy na Ciebie Czekamy

Adwent. W tym roku nastała mobilizacja, żeby wymyślić coś, co zobrazuje naszemu synkowi oczekiwanie na Boże Narodzenie. Zastanawiałam się nad jakąś formą kalendarza adwentowego, jednak doszłam do wniosku, że może być to jeszcze zbyt abstrakcyjne. Zdecydowaliśmy się więc na drabinę, po której mały Jezus mógłby schodzić z nieba. Pomysł nie mój, podpatrzony tutaj

W pierwszej wersji miało być bez plakatu, tylko ze żłóbkiem na dole, ale trafiła w nasze ręce książka "Wszyscy na Ciebie Czekamy" i nas pozytywnie zaskoczyła (książka autorstwa Marka Kita z ilustracjami Doroty Łoskot-Cichockiej).
Tak więc czytamy, przyklejamy kolejne postacie, czekające na Jezusa, Który codziennie zbliża się do nich o jeden szczebelek. A Franek żywo się tym interesuje i sam dopomina się kolejnych historii.



wtorek, 12 listopada 2013

Kula ziemska - początki nauczania kosmicznego

Franek (2 lata) zobaczył dziś na monitorze zdjęcie dmuchanej piłki - globusa. I mówi "kula". Specjalnie mnie to nie zdziwiło, bo kształt kuli i koła ma opanowany. Ale mówi dalej, że idzie szukać kuli. Ok, myślę sobie - przyjdzie za chwilę z jakąś piłką. 
A tu proszę - dziecko przychodzi z atlasem geograficznym w rękach. Na okładce atlasu - kula ziemska. (No tak, już kiedyś pytał "co to?"). 
To nie wszystko, zdjęcie kuli nie wystarczyło, ciekawość została zaspokojona dopiero po obejrzeniu filmików z ziemią widzianą z kosmosu. 
Nie usłyszał ode mnie o kosmosie, planetach, ani innych mądrych i skomplikowanych zjawiskach. Nic, o co nie pytał. Pytał "co to?" - wie, że to kula ziemska (nie piłka, takie duże coś itp.). Chciał obejrzeć film - zobaczył, że ziemia może się kręcić. I tyle. Tylko tyle i aż tyle.


piątek, 18 października 2013

Jaki bunt dwulatka?

Mądre głowy mówią i piszą o tak zwanych okresach równowagi i nierównowagi w rozwoju dzieci. Ludzkim językiem - są takie tygodnie, miesiące, a z czasem nawet lata, gdy życie pod jednym dachem z naszą Pociechą jest bardzo trudne, są też takie, gdy doceniamy uroki macierzyństwa i ojcostwa. 

Wbrew potocznej wiedzy, jednym z tym trudniejszych okresów jest wiek od 18-tu miesięcy do 2 lat (+/- pół roku). 

Przyznam, że wiedząc o tym, i mając w domu dwulatka, który od kilku miesięcy codziennie ćwiczył mówienie słowa "nie", w kilkudziesięciu odmianach (na migi, w wersji "złap mnie, jeśli potrafisz" oraz różnych odmianach arii operowych) na prawdę nie mogłam dać wiary, że sytuacja może zmienić się na bardziej znośną.

A tu proszę, pierwsza jaskółka - usłyszałam z ust mojego synka słowo "tak". Takie małe, ciche, niewinne... Wow! I idzie z górki. A ja chłonę każdy dzień, ładując akumulatory na następne półrocze. 



wtorek, 24 września 2013

Zapieniłam się o mydło - czyli o podwójnych standardach zachowania

Miejsce akcji: łazienka w jednym z miejsc przeznaczonych dla rodzin z małymi dziećmi. Wiszą dwie umywalki, jedna normalna, druga na wysokości krasnoludka. Do małej umywalki kolejka, dzieci mają umyć ręce. 

Czekam z synkiem, aż dziewczynka przed nami skończy. Umyła. Podchodzimy. Franek staje na stołeczku, odkręca wodę... a tu nagle jakaś babcia wychyla się zza moich pleców i zabiera mydło dla swojej wnuczki. Zaczynam się pienić w środku, zamiast tego mydła, którego synek nie ma. Oddała. Na szczęście Franek się za bardzo sytuacją nie zmieszał, nabiera sobie mydła, chce podłożyć ręce pod kran.... a tu rzeczona babcia wkłada swoje wielkie ręce, razem z rączkami wnusi i z radosnym stwierdzeniem "umyjemy sobie razem". Nie wytrzymałam. 

To w mojej ocenie ta sytuacja, w której rodzic ma obowiązek bronić granic swojego dziecka. Powiedziałam Pani, że przeszkadza, ponieważ synek właśnie chciał umyć ręce, a teraz nie ma jak tego zrobić. Na szczęście poskutkowało i obyło się bez awantury. 

A ja krzyczę w duchu - czy takie zachowanie jest dopuszczalne? Czy gdyby ta Pani była w publicznej toalecie, powiedzmy w kinie, to też, bez pytania o pozwolenie (i dostania zgody) włożyłaby swoje ręce pod kran, z którego korzysta obca osoba? Jeśli tak, cóż, bywają ludzie źle wychowani. Obawiam się jednak, że mamy różne standardy zachowania w stosunku do dzieci i dorosłych. Że zacytuję Korczaka "Nie ma dzieci, są ludzie".



środa, 18 września 2013

Z dwulatkiem na górskim szlaku

Wakacje już także za nami. Przy okazji trochę przerwy od bloga.
Czas nadrobić zaległości :)

Tym razem będzie o górach, a dokładniej o tym jak zabrać tam dwulatka - czyli takiego małego człowieka, co już swoje waży, a daleko sam nie zajdzie*.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Woreczki sensoryczne

Co mają ze sobą wspólnego kontuzja nogi i fajna zabawa sensoryczna? 
Nie, wcale kontuzja nie była efektem zabawy, wręcz odwrotnie. Okład z lodu zamienił się w ciepło-zimne woreczki sensoryczne. Mama robiła zimne okłady na zbolałą kostkę, synek ciepłe na nóżki, rączki... Można też było macać lód i cieciorkę oraz porównywać temperaturę. Pewnie w przyjemniejszych okolicznościach można by jeszcze urozmaicić tą zabawę. 

ciepły woreczek z cieciorką

zimny woreczek z kostkami lodu

wtorek, 13 sierpnia 2013

Kałuża z bliska widziana

Po deszczu robią się kałuże. Nawet jak jest jedna, samotna, to i tak przyciągnie dzieci jak magnes.
Z oddalonej o kilka metrów, suchej ławeczki, taka kałuża może wydawać się przede wszystkim mokra i brudna. Jednak po przyjęciu odpowiedniej perspektywy, widać na przykład, że wrzucane do środka kamyki, najpierw tworzą kręgi na powierzchni, potem wydają doniosłe "plum", a na końcu znikają i ich "nie ma". Polecam zbadanie sprawy z bliska!


wtorek, 6 sierpnia 2013

Inny pomysł, czyli o recyklingu

Czasami robimy zabawki typu "coś z niczego", wykorzystując np. kartonowe pudełka, pudełeczka po kremach, puste plastikowe butelki itp. Jedne podobały się bardziej, inne mniej. Jedne dość długo cieszyły się zainteresowaniem, inne posłużyły nam na chwilę. Tym razem wpadłam na pomysł, żeby zrobić kręgle, wykorzystując do tego puste butelki po jogurtach. W sumie - mają wielkość kręgli dla dzieci, podobny kształt, dobrze stoją i łatwo się przewracają... czego chcieć więcej?

Zebraliśmy 6 buteleczek, umyłam, zdjęłam z nich kolorowe folie, zadbałam o odpowiedni koszyczek do przechowywania, znalazłam piłkę i zaczęłam pokazywać mojemu dwulatkowi, na czym polega zabawa. No i krzyk! Bo nie, nie tu!!! Zamiast zainteresowania, rozpacz. Bywa. Ostatnio dość często. Myślę sobie, może jak ja będę się bawić i zobaczy, o co chodzi, to się zainteresuje...

I owszem, nastała chwila spokoju. Po czym moje dziecko wzięło butelki, jedna po drugiej i elegancko zgniotło. Cóż, z takim pomysłem, ciężko dyskutować! W końcu śmieć, to śmieć, zgnieść i do kosza :)






poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat

Mój nowy nabytek: "Rozwój psychiczny dziecka od 0 do 10 lat" autorstwa Frances L. Ilg, Louise Bates Ames i Sidney M. Baker.
Na razie tylko przekartkowana, zapowiada się ciekawie i pożytecznie. Cytat dla zobrazowania:
"Wasze zadanie polegać będzie nie na przyrównywaniu do jakiegoś "przeciętnego" wzorca , lecz na porównywaniu go z nim samym - jakie było przedtem i jakie może być w przyszłości."


poniedziałek, 22 lipca 2013

Ćwiczenia z życia praktycznego - smarowanie pieczywa masłem

Jedną z czynności wykonywanych podczas śniadań i kolacji jest smarowanie pieczywa masłem. Rodzice to robią, dziecko patrzy i w końcu samo zaczyna wyciągać nóż w kierunku maselniczki. Okazuje się, że czynność jest trudna, ale jak w każdym przypadku, praktyka czyni mistrza. No i w końcu mamy całkiem sensowną kromkę z masłem. Można rzec - bułka z masłem :) 



sobota, 20 lipca 2013

Jak nauczyć małe dziecko czytać - czyli metoda Domana

Jak nauczyć małe dziecko czytać? Można by w zasadzie spytać - po co uczyć małe dziecko czytać? I takie też było moje pierwsze pytanie, gdy jakiś czas temu zetknęłam się z czytaniem globalnym Domana. Kryła się za nim m.in. obawa o obciążanie małych dzieci za dużą ilością wiedzy, zajęć czy oczekiwań. Miałam wtedy nawet w ręku książkę Glenna Domana "Jak nauczyć małe dziecko czytać. Cicha rewolucja". Jednak nie znalazłam dość motywacji, żeby ją przeczytać.


W międzyczasie zdążyłam zapoznać się z pedagogiką Marii Montessori, która także uczy małe dzieci wielu umiejętności i wiedzy, powszechnie zarezerwowanych dla starszych, a wszystko z dużym szacunkiem dla małego człowieka i poszanowaniem jego potrzeb. Mam też okazję obserwować rozwój mojego, małego dziecka, w tym jego wielkie zainteresowanie światem i radość płynącą z nauki i samodzielności.

wtorek, 16 lipca 2013

Nietypowe farby

Farby domowej roboty. Pomysł nie mój, podpatrzony na jednym z blogów. Niestety nie pamiętam gdzie (jak znajdę, uzupełnię źródło). Przyznam też, że wydał mi się dziwny i raczej nie do powtarzania. Aż do czasu, gdy moje małe Szczęście zaczęło szukać farb, które się skończyły... 


sobota, 6 lipca 2013

Co czytamy

Ponieważ post "Fikcja i personalizacja w życiu dziecka" wywołał dyskusję, postanowiłam pokazać kilka książek z biblioteczki Frania. Nie wszystkie, ale taki przegląd reprezentujący całość.
  • "Wiosna na Ulicy Czereśniowej". To ostatnio nasza ulubiona książka. Zachwyca ilością szczegółów. Świetna dla małego człowieka, który chłonie nowe słowa. 


piątek, 28 czerwca 2013

Placuszki z truskawkami

Wszyscy bardzo lubimy placuszki z jabłkami. Najczęściej pojawiają się na naszym stole na śniadanie. Tym razem, z racji sezonu (który już się nota bene powoli kończy), wersja z truskawkami. Do kilku dodałam też eksperymentalnie świeżą miętę. Eksperyment udany, polecam.

piątek, 21 czerwca 2013

Porządek wokół nas cz.2

Jak pisałam wcześniej, mamy od niedawna regały na zabawki. Przy czym wszyscy (czyli mama, tata i synek) powoli uczymy się odkładania ich na miejsce, tuż po skończonej zabawie. I chyba wszystkim trochę opornie to idzie.  Dziś po raz pierwszy, Franek sam odłożył po sobie to, czym się bawił, mimo, że wyraźnie chciał już pobiec i zająć się czymś innym. Widać było moment zatrzymania i zastanowienia. Bez żadnej zachęty czy prośby z mojej strony. :)

Dodam, że Franio zaskakuje mnie też w pilnowaniu porządku w innych sytuacjach - np. jak znajdzie jakiś śmieć, sam zanosi go do kosza. Wczoraj na przykład, usilnie szukaliśmy kosza w sklepie, biegnąc z papierkiem w ręku pomiędzy regałami.

Cóż, takie zachowania mobilizują do dawania dobrego przykładu :)


czwartek, 20 czerwca 2013

Latające karteczki

Nasza najnowsza zabawa - latające paski papieru. Spuszczane z góry, wirują w powietrzu. Dla Franka fascynujące :) Niestety, nie udało mi się nakręcić filmiku. Postaram się to uzupełnić.



poniedziałek, 17 czerwca 2013

Tajemniczy sznureczek

Od kilku dni mój synek wnosił na łóżko śmieciarkę i pokazywał przyczepiony z przodu sznureczek. Ewidentnie chciał, żebym coś z nim zrobiła. A ja zupełnie nie mogłam zgadnąć, o co chodzi. 
Aż tu w końcu mama załapała :)

czwartek, 13 czerwca 2013

Porządek wokół nas cz.1

Ostatnio pracujemy nad utrzymywaniem porządku. Zależało mi na tym, żeby Franek odkładał zabawki na miejsce, bo codzienny, wieczorny rytuał zbierania wszystkiego po domu, nie jest tym, co najbardziej lubimy.
Poza tym, sami mamy problem z utrzymaniem porządku (który jednak lubimy), więc chcielibyśmy nauczyć synka dobrych nawyków, aby było mu później łatwiej.

piątek, 7 czerwca 2013

Fikcja i personalizacja w życiu dziecka

Ostatnio stykamy się bliżej z pedagogiką Marii Montessori.  I przy okazji usłyszałam, że dzieci do lat 5-6 nie powinny mieć do czynienia z bajkami, baśniami, czy innymi opowieściami, w których występuje fikcja lub personifikacja. Czyli odpadają wszelkie książeczki z pieskami jeżdżącymi na rowerze, kotkami, co piją mleczko z kubeczka i jedzą jajeczko łyżeczką, nawet poczciwa Kaczka Dziwaczka musi poczekać. Wskazane są natomiast książeczki, które pokazują świat taki, jakim jest, także znane dziecku, codzienne czynności. 

środa, 5 czerwca 2013

Kolorowe skupienie

Farbki do malowania palcami. Pierwszy raz wypróbowane jakiś czas temu. W sumie z początku obydwoje z Frankiem nie do końca wiedzieliśmy, jak ich używać i powoli odkrywaliśmy, że to może być fajne.



W między czasie dostałam śliczną zakładkę do książki, wykonaną metodą farby-palce.

niedziela, 2 czerwca 2013

Sadzimy rośliny

Dostaliśmy niedawno sadzonki. Zaryzykowaliśmy więc wspólną pracę "ogrodową". Były lekkie trudności z odróżnieniem wsypywania ziemi do doniczek od robienia babek z piasku :), ale daliśmy radę. Przy okazji posialiśmy też koperek - widać już pierwsze kiełki!


wtorek, 21 maja 2013

Wspólne pieczenie jako sposób na uspokojenie i zabawę rozwojową

Przyznam się - dziś od rana zupełnie nie mam cierpliwości. Przedpołudnie jakoś przetrwaliśmy, głównie dzięki wiośnie i możliwości wyjścia na dłużej z domu. Po drzemce (również mojej, bo jednak niewyspana mama, to zła mama) zrobiło się nieco lepiej. Ale w obliczu późniejszego powrotu taty, postanowiłam zaaranżować jakąś dłuższą zabawę, aby przetrwać do wieczora.
I padło na pieczenie ciastek.

poniedziałek, 20 maja 2013

Wprowadzenie w świat Montessori

Ostatnio mieliśmy okazję uczestniczyć w zajęciach Montessori. I muszę przyznać, że  było to bardzo ciekawe doświadczenie, nie tylko dla Frania, ale i dla mnie.
To, co zrobiło na mnie chyba największe wrażenie, to połączenie wolności i zasad, zaś ze strony osób prowadzących: szacunku do dziecka i zrozumienia jego potrzeb z konsekwencją w pokazywaniu zasad i ich egzekwowaniu.

piątek, 17 maja 2013

Zdrowsza alternatywa dla kaszek

Kolejna śniadaniowa retrospekcja: zupa z kaszy jaglanej i płatków owsianych.  Dziś z dodatkiem jabłka i ziaren słonecznika. Dobrze sprawdzają się też rodzynki i cynamon.
Dla nas swego czasu alternatywa dla słodkich, gotowych kaszek. A oprócz tego zdrowe, ciepłe śniadanie dla całej rodziny.


Omlet, czyli sposób na jajko

To śniadanie pozwoliło mi cofnąć się trochę w czasie, ponieważ mniej więcej rok temu omlet był częstym gościem na naszym porannym stole. Dlaczego?
  • Szybko się go robi
  • Zawiera jajko (głównie), które, wg. zaleceń pediatry i wszelkich tabeli żywieniowych, miało być spożywane dość często 
  • Łatwo wziąć go do małej łapki - po pokrojeniu w paseczki 
  • Przede wszystkim jest smaczny! 

W zeszłym roku do jajka dodawałam mąkę i mleko modyfikowane, a gotowego smarowałam musem owocowym. Dzisiaj zjedliśmy zwykłego, dorosłego omleta. I nawet dżem nie był potrzebny!






wtorek, 14 maja 2013

Klocki i kreatywność

W naszym domu trwa ostatnio wielkie zafascynowanie klockami. Od dawna mamy zestaw z samochodem, na którym synek powoli wprawiał się do łączenia i rozłączania elementów. Natomiast niedawno dostał zestaw sklep. Miałam obiekcje, że pewnie jest jeszcze na to za mały. Ale okazuje się, że klocki są super :)
Przy czym widać dużą kreatywność, bo elementy sklepu mogą służyć do zbudowania zarówno ciuchci, jak i gigantycznej wieży.
I tu refleksja, że może lepiej mieć jednak zwykłe klocki, które będą ciągle pobudzać wyobraźnię, niż takie sprofilowane sklepy, stacje benzynowe itp.? Czy takie sprofilowanie nie zmniejsza dziecięcej kreatywności?

Ciuchcia, jako efekt wizyty w Muzeum Kolejnictwa
(rampa do wchodzenia też jest :)


Mega wieża zbudowana wspólnie z nianią:




piątek, 10 maja 2013

Trochę o bezpieczeństwie i bezmyślności

Dzisiejsze wyjście z domu na spacer było bogate w przeżycia. Zdecydowanie mało sympatyczne.

Zaczęło się od tego, że synkowi nie spodobał się fakt, że tata zostaje w domu i postanowił rozpłakać się tuż przed windami, leżąc na środku podłogi. Nawet zachowałam zimną krew i spokojnie czekałam, aż nastrój się poprawi.

Ale pewna "miła" pani jednak mi tą krew wzburzyła. Otóż pani, zupełnie mi nieznajoma, przechodząc do winy, podchodzi do mojego synka, prawie chwyta go za rękę i mówi, "choć, zabierzemy...".
Normalnie dobrze, że na nią nie wrzasnęłam. Nie dałam jej dokończyć, zdołałam tylko odburknąć, że nikomu nic nie oddajemy i bardzo za taką pomoc dziękuję."

Domyślam się tylko, że w zamyśle tej pani miałam odegrać swoją rolę, mówiąc, że tak, jak nie będziesz grzeczny, to pani cię zbierze...
Zastanawiam się skąd ludzie mają takie pomysły?!

I tak cały czas jeszcze lekko wzburzona, zamyślona nad tym, że może lepiej byłoby równie dosadnie powiedzieć, że pozwalam mojemu dziecku iść z nikim obcym, trafiamy na starszego pana, który informuje mnie, że w zeszłym roku spotkał pod blokiem pedofila, który usiłował porwać dziewczynkę!
(Pan z kolei nie przebiera w słowach, dając upust swoim emocjom).
No i moja wzburzona krew została zmrożona.




środa, 24 kwietnia 2013

Nagrody za dobre zachowanie

Jest taka anegdotka, obrazująca pewien mechanizm psychologiczny:

Profesor psychologii siedział w domu i pracował nad ważnym artykułem naukowym. Tymczasem pod jego oknem zasiadło kilkoro młodych ludzi i zaczęli grać na instrumentach, co strasznie irytowało profesora, nie dając mu się skupić. Sytuacja powtarzała się przez kilka dni.
W końcu pan profesor wyszedł na dwór i powiedział do młodych ludzi: "Bardzo podoba mi się wasza gra. Proszę, macie tu po 10 złotych, tylko przyjdźcie jutro też zagrać."
Młodzi ludzie ucieszyli się z napływu gotówki i oczywiście następnego dnia także przyszli zagrać. Gdy profesor ich usłyszał, zszedł na dół i powiedział: "Bardzo się cieszę, że jesteście, macie tu po 5 złotych i proszę, przyjdźcie też jutro."
Na co młodzi ludzie stwierdzili: "Za 5 złotych to sam pan sobie graj!"

O co chodzi?
Otóż jeżeli wykonujemy jakąś czynność kierując się tzw. motywacją wewnętrzną (czyli np. dlatego, że sprawia nam ona przyjemność), to, gdy zaczniemy dostawać za tą czynność zewnętrzne nagrody, nasza motywacja szybko zmieni się na zewnętrzną i bez nagrody nie będziemy chcieli już tego robić.

A dlaczego o tym piszę? Bo ostatnio dotknęła mnie pewna sytuacja, osobiście, jako mamę. I zaczęłam się zastanawiać, jak właściwie reagować.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Zabawy słownikowe

Ostatnio ulubioną książką mojego synka stał się słownik obrazkowy dla sześciolatków :)
Kupiony kiedyś przeze mnie, na zajęcia z dziećmi, znaleziony przez synka i przywłaszczony.
Spędza przy nim codziennie mnóstwo czasu, oglądamy wszystkie obrazki i nazywamy. I przy okazji uczymy się wielu nowych słów.
Okazuje się, że taki słownik jest bardzo adekwatny, nie tylko dla sześciolatków, uczących się czytać, ale też dla półtoraroczniaków, uczących się mówić :)




środa, 27 marca 2013

Walkę o samodzielność i autonomię czas zacząć

Od jakiegoś czasu miewamy w domu cyrk.
Występy wyglądają mniej więcej tak:

M: Zmienimy teraz pieluchę
S: Nie!
M: Masz kupę, trzeba zmienić Ci pieluszkę
S: Nie (i akurat teraz jest strasznie zajęty jakąś zabawką)
M: Kochanie, pielucha
S: (Jest już po drugiej stronie pokoju)

T: Choć założymy piżamkę
S: Neeee
T: Idziesz spać, zakładamy piżamkę
S: (Przy próbie zakładania ubranka zamienia się w ośmiornicę lub innego stworka o wielu, szybko poruszających się odnóżach i bardzo gibkim grzbiecie)

Inne tematy przedtatwień to m.in.: "Idziemy na spacer (zakładamy ciepłe ubranie)", "Zdejmujemy piżamę".

Ze swojej strony próbowaliśmy różnych metod i sztuczek: coś ciekawego do zajęcia uwagi, tłumaczenie, cierpliwe wracanie do tematu, upór i konsekwencja w działaniu... Przy jednych jest więcej "nie" przy innych więcej wicia się lub krzyku i płaczu.

Aż przyszła pewna myśl. Że nasze dziecko robi to, co robi, bo walczy o samodzielność i autonomię.
Za tą myślą poszło danie większego udziału w działaniach synkowi. Przyznam, że głównie to tata  ma tyle cierpliwości :)
No i za nimi już kilka takich powolnych sesji, kiedy synek sam, z pewnym wsparciem taty, zdejmował bluzkę, spodenki, rozpinał pieluchę itp. Odbywało się bez krzyku i płaczu.

W sumie nie jest to niezawodna metoda. Ale myślę, że dobra obserwacja i pomoc w zrozumieniu, z czego wynika bunt naszego półtoraroczniaka.

Druga (tym razem bardziej moja) obserwacja w tym temacie, jest taka, że gdy nie staram się za wszelką siłę przeforsować swojego zdania (czyt. np. zmienić pieluchy), to za jakiś czas da się to zrobić bez awantury. Tak jakby synek musiał dojrzeć do tej decyzji. W efekcie czasami kończy się przerwaniem akcji w środku i bieganiem jakiś czas bez pieluszki ;)

A propo przeczytałam dziś w książce "Nie z miłości" Jespera Juul:
"Często ociągają się ze spełnianiem próśb i poleceń dotyczących mycia zębów, ubrania się, sprzątania, czy odrobienia lekcji. Kiedy ich spzreciw - ich NIE - spotyka się z krytyką, próbami przekonywania, motywowania, naciskiem, groźbami albo obietnicami, może dojść do sytuacji, kiedy obie strony doznają uszczerbku na swej godności. Gdy jednak rodzic zadowoli się powtórzeniem swojej prośby i odejdzie na chwilę - choćby na parę minut - da dziecku szansę na przemyślenie jego niechęci do współdziałania. Dzięki tyemu będzie mogło powiedzieć TAK, zachowując swoją integralność, a nie po prostu zgodzić się z przymusu."


wtorek, 19 marca 2013

Oryginalne śniadanie i jego korzyści

Wczoraj rano, gdy zabierałam się właśnie do szykowania śniadania, mój synek otworzył naszą szafkę-spiżarkę, popatrzył chwilę i zdecydowanym ruchem wyjął z niej słoiczek z zupką kalafiorową. Następnie pomaszerował do stołu i postawił go przy swoim miejscu.

Więc zaczęłam tłumaczyć, że to, co wyjął to zupka kalafiorowa, że takie rzeczy jada się na obiad... Synek, niewiele myśląc, poszedł do szuflady ze sztućcami i wyjął z niej łyżeczkę, gotowy do skonsumowania śniadania.

Już wzięłam wdech, żeby kontynuować tłumaczenie, że na śniadanie będzie coś innego... Ale pomyślałam - właściwie dlaczego nie chcę żeby zjadł tą zupę? I jedyna odpowiedź jaka mi przyszła do głowy to fakt, że ja bym na to nie wpadła, bo przyzwyczaiłam się, że zupy warzywne jada się na obiad, ewentualnie na kolację. Ok. Ale czy fakt, że ja bym na to nie wpadła, jest dobrym argumentem? No, nie. Czy ta zupa mu zaszkodzi? Nie.

No i zjadł. Cały słoik, ze smakiem! Widać było, że chętnie zjadł by więcej.

I tak myślę, że to ważna lekcja dla nas wszystkich.
Dla mnie, żeby pozwalać na samodzielność wyborów. Bo co się stało? Dziecko zjadło ciepłe, pożywne śniadanie.
A dla naszego synka to informacja, że jest słuchany, że jego zdanie ma znaczenie, a przede wszystkim, że ma wpływ na rzeczywistość - a to bardzo ważna potrzeba wszystkich ludzi.

wtorek, 12 marca 2013

Wywiad z Jesperem Juul

Na Blogu znajomej znalazłam bardzo ciekawy wywiad z Jesperem Juul.
Serdecznie polecam:
Mój Ekologiczny Dom : Wywiad dla wszystkich Rodziców z Jesperem Juulem 80 proc. europejskich kobiet poproszonych o szczerą odpowiedź na pytanie, czy ...

czwartek, 7 marca 2013

Samodzielne zasypianie cz.2



Dzisiaj nasz synek zasnął sam, nie tylko sam w łóżeczku, ale też sam w pokoju!

Uznaliśmy, że spróbujemy, jeśli nie będzie płakać, to może się uda... i zasnął :) W dodatku szybciej niż zwykle.
W zasadzie zmiana spowodowana naszą potrzebą - bo ostatnio usypianie, czyli siedzenie na fotelu, w ciemnym pokoju, z kołysankaaamiii w tleee...., kończyło się baaardzo skuuteeecznieeee- dwoma śpiącymi panami.
Zobaczymy jak będzie dalej.

Na razie po raz kolejny widzę, że warto próbować, sprawdzać, czy dziecko na pewno nie jest gotowe na kolejny krok ku samodzielności.

Ps. Dodam, choć dla mnie to oczywiste, gdyby synek płakał, nie zostawilibyśmy go samego.

Ps.2. To działa już od 5-ciu nocy z rzędu. Czyli rzeczywiście trafiliśmy w dobry moment :)



poniedziałek, 4 marca 2013

(Czy) Moje dziecko mnie złości! (?)

Tak. Ostatnio strasznie łatwo się wkurzam!

Denerwują mnie teoretycznie tzw. "pierdoły" - leżący pod nogami klocek/samochód/kubek etc., rozlane picie... oj, można by mnożyć.
Poziom zdenerwowania wzrasta wraz z porą dnia, osiągając swoje maksimum ok. 16.
Więc jestem nieprzyjemna, gderająca: nie rób tego, nie rób tamtego, zostaw. A przecież wiem, że nie tędy droga. Wiem, że nie tak powinna wyglądać komunikacja z dzieckiem.
Tylko co zrobić z tą złością?!
I czy to rzeczywiście dziecko mnie złości?

STOP.

Ok. Wiem, że to nie dziecko mnie złości. Przynajmniej w emocjach zachowuję tyle trzeźwości umysłu :)
Niestety to ono musi się borykać z wkurzoną mamą.

Więc postanowiłam zatrzymać się, wyjść na chwilę ze skóry matki-hetery i przyjrzeć się sytuacji.

Kiedy się złoszczę? W jakich sytuacjach?
Chyba głównie, przy powtarzaniu po raz n-ty tych samych czynności:
- podnoszeniu rozrzuconych rzeczy,
- sprzątaniu kuchni,
- wycieraniu upaćkanego stołu,
- chowaniu wyjętych garnków do szafki itp. itd.

No właśnie, czynności ciągle te same, a w dodatku efekty widać tylko na chwilę.

Co jeszcze?
- proszenie o zrobienie czegoś,
- mówienie, że tego się nie robi,
- gonienie z pieluchą po domu…

A więc nie tylko powtarzalność, ale i brak wpływu - bo zaczęłam ostatnio obijać się o mur odmiennego zdania mojego synka.

Co jeszcze?
Ciągłe siadanie, wstawanie, przechodzenie w inne m-ce...

OK. A więc co stoi za tą złością?
Zmęczenie? Znużenie? Znudzenie? Brak poczucia wpływu na rzeczywistość?

Potrzebuję odpocząć. Potrzebuję też zrobić coś kreatywnego, konkretnego, ambitnego. Potrzebuję kontaktu z ludźmi. Potrzebuję rozrywki, zabawy.

Oj, nazbierało się tych potrzeb!

No i za to lubię Porozumienie Bez Przemocy! Nie znając go, nie wpadłabym na takie rozłożenie sytuacji na czynniki pierwsze.

Teraz czeka mnie następny krok - znaleźć sensowne sposoby na zaspokojenie tych potrzeb. I zmotywować się, żeby je realizować, a nie narzekać :)

niedziela, 17 lutego 2013

Samodzielne zasypianie cz.1

Kąpiel, modlitwa, ciepłe mleko, kołysanki i po kilku minutach dziecko samodzielnie śpi w łóżeczku :)
Bajka? Samej ciężko mi w to uwierzyć!
No i jestem dumna - że już taki samodzielny, szczęśliwa - bo jednak noszenie i bujanie przez kilkanaście / kilkadziesiat minut nie było moją ulubioną wieczorną czynnością, i wreszcie zaskoczona.
Z tym, że to, co moim zdaniem w tej historii jest najważniejsze, to fakt, że dzieje się dziś, a więc 17 miesięcy od urodzenia F. I fakt, że dochodziliśmy do tego stopniowo, zgodnie z tym, co w danej chwili było potrzebne, przede wszystkim, co było potrzebne F. Oraz fakt, że znaleźliśmy dość siły, aby w odpowiednim momencie stwierdzić, że "tak, możemy spać razem z dzieckiem", bo to jest dla nas teraz dobre (wbrew niektórym poradnikom i dobrym radom). Oraz, że znaleźliśmy dość siły, by w którymś momencie sprawdzać, krok po kroku, czy możemy przestać: spać razem w jednym łóżku... spać razem w jednym pokoju... nosić i lulać przed snem. I tak, jestem z tego dumna :) tak samo jak jestem dumna z naszego synka.
Ps. Nadal nie zawsze jest różowo. Czasem trzeba synka ponosić. Czasem zasypianie trwa godzinę.... Ale to już raczej wyjątki od reguły.

piątek, 15 lutego 2013

Ta, ta, taaam! Czas zacząć :)

Witajcie.

Pomysł na stworzenie tego bloga kiełkował już od jakiegoś czasu. Wziął się przede wszystkim z potrzeby zapisania różnych przemyśleń, obserwacji, wyczytanych mądrości itp. dotyczących wychowywania dzieci i rozwoju dziecka.

Od kiedy urodził się nasz synek, weryfikowałam swój pogląd na różne mądre rady i teorie dotyczące opieki nad dzieckiem i wychowania.

Razem z nim, cały czas rośnie też nasza wiedza, mnożą się pytania i poszukiwanie odpowiedzi - tak, więc będzie zapewne o tym.

Synek jest też dla mnie nieustannie inspiracją do różnych przemyśleń. A także inspiracją do działania, zabawy i wielu innych aktywności, może pojawią się więc także pomysły na zabawy, przepisy na smakołyki ... zobaczymy.

Zapraszam!